Asset Publisher
Parszywa siódemka pożarów
Tegoroczną gorączkę pożarnicy z całego kraju mocno odczuli na własnej skórze. Z wielu względów był to wyjątkowy rok.
Rok się jeszcze nie skończył, pożarowy licznik wciąż bije. Jednak z danych Krajowego Centrum Koordynacji Ratownictwa i Ochrony Ludności (funkcjonującego przy Komendzie Głównej Państwowej Straży Pożarnej) wynika, że do tej pory w lasach wszystkich form własności miało miejsce ponad 9,2 tys. pożarów (brak danych o powierzchni pożarzysk). W Lasach Państwowych wybuchło 3212 pożarów lasów, w wyniku których spaleniu uległo 947 ha.
Biorąc pod uwagę dane z całej minionej dekady – rok przeciętny, ale nie do końca. Wyjątkowy kwiecień wypali się na kartach historii pożarowej naszego kraju. W tym miesiącu wybuchły bowiem aż 3602 pożary lasów (wszystkich form własności).
To więcej niż w całym roku 2017! Tylko w kwietniu na terenach zarządzanych przez Lasy Państwowe powstało 1250 pożarów, w wyniku których spaliło się 619 ha. Oznacza to, że w jeden miesiąc spaliło się więcej niż przez pozostałą część sezonu łącznie. Na całkowitą powierzchnię pożarzysk silny wpływ miały występujące w tym miesiącu duże pożary.
Czarna seria
Dużych pożarów było w Lasach Państwowych w tym roku aż siedem! W Polsce pożary lasów przekraczające powierzchnie 10 ha to w ostatnich latach raczej rzadkość. Dowodzi tego wspomniany już wcześniej wskaźnik „powierzchni pojedynczego pożaru” na poziomie kilkunastu arów – świadczący o tym, że mamy dużo zdarzeń, ale małych.
Pechowa seria rozpoczęła się już 2 kwietnia. Puszkę Pandory otworzono w Nadleśnictwie Rozwadów na terenie RDLP Lublin.
– Pożar powstał na początku wiosny na żyznym siedlisku bagiennym. Pokrywę dna lasu stanowiła zeszłoroczna roślinność trawiasta. Duże nagromadzenie materiałów palnych w okresie bezlistnym, gdy docierające do dna lasu promienie słoneczne szybko przesuszają runo, w połączeniu z silnym wiatrem stworzyło warunki do bardzo szybkiego rozprzestrzeniania się ognia. Ze względu na trudne warunki terenowe, takie jak lokalne zabagnienia czy sieć rowów melioracyjnych, dojazd wozów gaśniczych możliwy był tylko z jednej strony – relacjonował Tomasz Przytocki, pożarnik z RDLP w Lublinie.
W wyniku tej pożogi o nieustalonej przyczynie spaliło się 14,61 ha bagiennego brzeźniaka. – Na drugi dzień w wielu miejscach stwierdzono dym wydobywający się spod poszycia leśnego. Na podłożu torfowym doszło do wtórnych pożarów podpowierzchniowych, które na szczęście udało się w miarę szybko ugasić – dodał Przytocki.
Już trzy dni później zaatakował kolejny czerwony kur, tym razem w Nadleśnictwie Trzcianka na terenie RDLP Piła. Bez wątpienia była to działalność podpalacza. Liczne punktowe zarzewia rozproszone po kompleksie oraz dodatkowe liniowe zapalenie wzdłuż drogi leśnej na odcinku kilkuset metrów jednoznacznie wskazują na celowe podpalenie. Przełożyło się to wprost na znaczną powierzchnię. Pożarzysko oszacowano na 27,4 ha. Po zakończeniu akcji w Trzciance temat dużych pożarów przycichł na dwa tygodnie. Była to jednak cisza przed burzą – ogniową i piaskową.
Pożarowa pogoda
Saharyjski pył uniesiony przez porywisty i ciepły wiatr z największej pustyni świata po przemierzeniu tysięcy kilometrów dotarł do Polski pod koniec kwietnia (23–24 kwietnia). W kraju odnotowano zamiecie i burze piaskowe – wiatr w porywach osiągał (zgodnie z danymi z leśnych stacji meteorologicznych) ponad 50 km/h.
Lokalne podmuchy wiatru były jeszcze silniejsze – ok. 80 km/h; wiatr łamał nawet duże gałęzie. W wielu miejscach tego dnia widoczność była mocno ograniczona, często niższa niż 1 km. Pył unoszący się w powietrzu utrudniał pracę kamer i obserwatorów na dostrzegalniach. Warunki te nie pozostały bez wpływu na sytuację pożarową w lasach, a skutki okazały się fatalne – ponad 600 pożarów w dwa dni. We wtorek 23 kwietnia powstało ich aż 363, a dzień później – 265.
– Feralnego dnia na terenie Nadleśnictwa Dąbrowa wybuchło aż pięć pożarów! Wszystkie rozpoczynały się w sąsiedztwie linii energetycznych. Wiatr mocno rozbujał drzewa. Niestety jeden z pożarów wymknął się spod kontroli i osiągnął pokaźne rozmiary – 32,17 ha. Nie pomógł fakt, że jednostki straży pożarnej zaangażowane były w inne okoliczne zdarzenia; tego dnia palił się również pociąg w Laskowicach i tartak w Warlubiu – referowała Honorata Galczewska z RDLP w Toruniu, która wystąpiła w roli gospodarza tegorocznego seminarium.
W ciągu jednego dnia w Lasach Państwowych wybuchły w sumie aż cztery duże pożary – to więcej niż przez ostatnie trzy lata! Paliło się kolejno w nadleśnictwach: Płońsk (RDLP Warszawa) – 34 ha, Szczecinek (RDLP Szczecinek) – 12,14 ha, Opoczno (RDLP Łódź) – 48,34 ha, Dąbrowa (RDLP Toruń) – 32,17 ha.
Tego samego dnia powstał także groźny pożar w Kampinoskim Parku Narodowym, który strawił kilkanaście hektarów obszarów chronionych. Niestety to nie koniec tragicznego bilansu. Burza ogniowa gnana saharyjskim wiatrem parła dalej na wschód. Kolejnego dnia piekielne warunki dotarły do bram białostockiej dyrekcji.
– Wiatr złamał świerkowy czub, który zawisł na liniach energetycznych, w następstwie czego doszło do zwarcia. To zainicjowało spalanie. Wszystko działo się na oczach pracowników pobliskiej szkółki leśnej, którzy natychmiast przystąpili do gaszenia płomieni. Niestety nie udało się stłumić pożaru w zarodku. Proszę sobie wyobrazić, jaki to musiał być żywioł, skoro nie udało się go ugasić kilku osobom – pomimo natychmiastowego wykrycia i błyskawicznego przystąpienia do zwalczania z wykorzystaniem sprzętu podręcznego i ciągnika z pługiem – mówił Adam Pawłowski, pożarnik z RDLP w Białymstoku.
Ognisty podmuch
Najistotniejszą rolę w tym ognistym przedstawieniu odegrał silny wiatr. Po pierwsze, przyczynił się pośrednio do powstania pożaru, łamiąc drzewo, które uszkodziło linię energetyczną. Po drugie, pełnił funkcję czynnika determinującego prędkość rozprzestrzeniania się płomieni. Po trzecie, był sporym ograniczeniem w zwalczaniu żywiołu, ponieważ z uwagi na bardzo silny wiatr dromadery nie mogły wystartować z okolicznych leśnych baz lotniczych w Białymstoku i Drygałach. Po czwarte wreszcie, stwarzał dodatkowe zagrożenia i potęgował ryzyko dla osób biorących udział w akcji, ponieważ przenosił płonące żagwie na znaczne odległości.
– Gdy wydawało się, że sytuacja jest już opanowana, za plecami pracujących strażaków, na odnowionej kilka tygodni wcześniej uprawie, w dużej odległości od czoła pożaru zauważono nowe źródło ognia. Paliły się pozostające na powierzchni pniaki oraz drobne porozrzucane gałęzie. Z późniejszych pomiarów terenowych wyszło, że płonące żagwie przelatywały dystans nawet 280 m – informował Pawłowski.
Na zakończenie swojej analizy ocenił, że mając na uwadze ekstremalne warunki pożarowe, jakie panowały tego dnia, jako sukces należy postrzegać zatrzymanie ognia na takim areale – w tym przypadku 25,36 ha.
Poligony też się palą
Na seminarium obecny był również płk Andrzej Nawrocki, szef Wojskowej Ochrony Przeciwpożarowej, poruszył kwestię dużych pożarów na poligonach wojskowych, które – trzeba uczciwie przyznać – palą się od zawsze.
– Zdarza się czasem, że pociski nie trafiają w cel i uciekają do lasu. Z uwagi na to, że są to ponadnormatywne bodźce energetyczne, to o pożar nietrudno. Zwłaszcza jeśli mowa o rakietach czy amunicji zapalającej. Na szczęście w tym roku w kontekście pożarów na poligonach było w miarę spokojnie – zaznaczył szef WOP.
W 2019 r. na terenach leśnych użytkowanych przez wojsko powstały 164 pożary, które objęły swym zasięgiem 256 ha. Zdarzeń mniej więcej tyle samo co w ubiegłym roku, ale o 400 ha mniej. I oby ta tendencja spadkowa się utrzymała. Nowe zapisy porozumienia ministra obrony narodowej i dyrektora generalnego Lasów Państwowych w sprawie warunków użytkowania lasów na potrzeby związane z obronnością i bezpieczeństwem państwa nakładają bowiem na wojsko nowe obowiązki związane z zapewnieniem w gotowości dodatkowych sił i środków zdolnych do natychmiastowego podjęcia działań gaśniczych w miejscu powstania pożaru.
– W czerwcu wybuchły jednak dwa pożary, które osiągnęły rozmiary klasyfikujące je jako duże. W wyniku ćwiczeń wojskowych na terenie Nadleśnictwa Świętoszów (RDLP Wrocław) spaleniu uległo 15 ha, a na poligonie w Nadleśnictwie Drawsko (RDLP Szczecinek) spaliło się 45 ha pokrywy gleby w polu roboczym – poinformował pułkownik.
Synteza analiz
W wyniku siedmiu dużych pożarów spaliło się w mijającym roku łącznie 194 ha lasu – czyli prawie tyle, ile w całym 2017 w LP. Oznacza to, że w 2019 r. 0,2 proc. zdarzeń odpowiada za 20 proc. spalonej powierzchni. W ich gaszeniu uczestniczyło 12 samolotów typu M-18 Dromader, które łącznie spędziły w powietrzu 52 godziny i 15 minut, zrzucając na ogień 180 tys. litrów wody. Straty w drzewostanie ogółem zostały oszacowane na 1,8 mln zł, a pozostałe koszty na 700 tys. zł.
Zdarzają się lata, w których na terenie zarządzanym przez LP nie powstaje żaden duży pożar (w ostatniej dekadzie np. lata 2010, 2011 i 2017) lub tylko jeden na cały kraj (2013 r. – Rudy Raciborskie 16,7 ha; 2015 r. – Myszyniec 17,86 ha; 2018 r. – Skwierzyna 13,22 ha).
Aż siedem takich pożarów w jednym roku, a w zasadzie w jednym miesiącu, to prawdziwy rekord – i jasny sygnał zmian, z którymi przyjdzie nam się mierzyć w kolejnych latach.