Asset Publisher
Dzikie zwierzęta pukają do drzwi
Obecność dzikich zwierząt to jednak nie powód do tego, by rezygnować ze spacerów po lasach czy z wypraw w góry. Ani wilki, ani niedźwiedzie nie czają się za każdym drzewem. A już na pewno nie na turystów.
Wychodzą z lasu i pojawiają się na podwórkach. Ryją trawniki, wspinają się na płoty, polują na drób i bydło. Dzikie zwierzęta żyją coraz bliżej nas. Często dlatego, że sami je do tego zachęcamy.
Było już odstraszanie, odławianie, usypianie. – Kupowałem obroże telemetryczne, sprzęt hukowy, różnego rodzaju pastuchy elektryczne. Dostaliśmy specjalne kosze na śmieci blokujące zwierzętom dostęp. Od siedmiu lat walczymy z niedźwiedziami i wszystko na nic – mówi Adam Piątkowski, wójt gminy Solina. – Niedźwiedzie przyzwyczaiły się do nowego trybu życia i postanowiły zamieszkać z nami. Grasują nie tylko w gospodarstwach. Wchodzą już do garaży, w których pochowane są kosze na śmieci – opowiada.
Jego posesję niedźwiedź odwiedził kilka razy. – Na moim osiedlu, gdzie jest ponad trzydzieści domów, niedźwiedzie były u każdego. To już nie są żarty, to jest bardzo niebezpieczne. Pojawiają się na ulicach w biały dzień, niczego się nie boją. W internecie jest pełno filmików pokazujących jak spacerują po miejscowościach, wspinają się na płoty. Nie mam nic przeciwko tym zwierzętom, ale ich miejsce jest w lesie – podkreśla Adam Piątkowski.
O niedźwiedziach grasujących w gminie Solina zrobiło się szczególnie głośno w kwietniu po tym, jak weszły na teren gospodarstwa w Bukowcu. Dostały się do budynku, w którym przebywały kozy, i zabiły niemal całe stado – 21 kóz. – Dla właścicielki to prawdziwa tragedia. Produkowała sery podpuszczkowe, za które była wielokrotnie nagradzana. Teraz nie ma z czego ich robić – mówi wójt.
Po latach odstraszania niedźwiedzi zdecydował się na złożenie do Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska wniosku o odstrzał najbardziej problematycznych osobników. Napisał także petycję do premiera Donalda Tuska w sprawie redukcji populacji niedźwiedzi. Podpisało się pod nią 1,6 tys. pełnoletnich mieszkańców. – Ustawa o samorządzie terytorialnym nakłada na mnie obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa mieszkańcom. Państwo scedowało to na mnie. A ja nie mam narzędzi, sprzętu, sił i środków, żeby to bezpieczeństwo zapewnić. W Polsce według obowiązującego prawa jedynie policja może dokonywać czynności płoszących, odstraszających – mówi wójt. Nie kryje, że czuje się bezsilny.
Ludzka wina?
– To wszystko dobrze wygląda z perspektywy odległego miasta. Tymczasem my tu żyjemy, pracujemy, wychowujemy dzieci – mówi z kolei Kazimierz Nóżka, emerytowany leśniczy Nadleśnictwa Baligród.To jedno z tych nadleśnictw, w którym niedźwiedzi jest szczególnie dużo. Leśniczy Nóżka wielokrotnie opowiadał o ich zwyczajach w mediach, pokazywał nagrania z leśnych fotopułapek, tłumaczył, jak się zachować, gdy w lesie spotkamy niedźwiedzia. – Strach przed niedźwiedziami jest uzasadniony, bo problem się nasila. Niedźwiedzice, które nas odwiedzają, prowadzą ze sobą młode. Te bardzo szybko popadają w nałóg jedzenia wszystkiego, co jest łatwo dostępne. Plądrują śmietniki, kompostowniki. Wpadają do kurników, chlewików, komórek, w których ludzie trzymają zwierzęta. Wcale się wójtowi nie dziwię. To on odpowiada za bezpieczeństwo mieszkańców – dodaje.
Czy jednak słusznie czujemy strach przed tymi zwierzętami? – Niedźwiedź to dziki drapieżnik. Każde zwierzę ma innych charakter. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć jego zachowania. Jeśli niedźwiedź będzie czuł stres, zostanie w jakiejś sytuacji zaskoczony przez człowieka, to atak jest całkiem prawdopodobny – przestrzega Kazimierz Nóżka. Jak mówi, w bieszczadzkich miejscowościach nie brakuje sytuacji, w których ktoś wraca z pracy i musi czekać w samochodzie przed domem, bo wokół niego krążą misie. Lepiej ich w takiej chwili nie zaskoczyć.
To co nieznane naturalnie budzi lęk. Sposobem na radzenie sobie z jakimś trudnym dla nas fragmentem rzeczywistości jest trenowanie się w relacji z nim.O tym, jak tragiczne skutki może mieć spotkanie człowieka z niedźwiedziem, przekonali się Słowacy. Po koniec marca w okolicach miasta Detva w kraju bańskobystrzyckim znaleziono ciało zaginionego 59-latka. Mężczyzna zmarł w wyniku ran zadanych przez niedźwiedzia. Po tym tragicznym zdarzeniu słowacki rząd zdecydował się na wprowadzenie stanu nadzwyczajnego i odstrzał aż 350 niedźwiedzi. Władze podały, że atak nie był odosobniony. W 2024 roku na Słowacji odnotowano 1,9 tys. kontaktów człowieka z niedźwiedziem, w tym 13 ataków. Pod koniec maja tego roku doszło tam do kolejnego konfliktu na linii człowiek-niedźwiedź. W miejscowości Suczany w kraju żylińskim 49-latek natknął się na niedźwiedzicę z młodymi na terenie lokalnego zakładu. Mężczyzna został ranny, trafił do szpitala.
Czy to wina ludzi zagarniających coraz większe tereny? Według Kazimierza Nóżki nie jest to casus bieszczadzkich niedźwiedzi. – W Bieszczadach dochodzimy do zaledwie 25 procent zaludnienia, jakie tu było przed wojną. Mówienie o tym, że zabieramy ostatnie przestrzenie dzikiej zwierzynie w tym przypadku nie jest uzasadnione. Populacja niedźwiedzi się powiększa. Ale nie jest też tak, że po wsiach chodzi dwadzieścia niedźwiedzi. Takich osobników jest najwyżej kilka – mówi leśniczy Nóżka. Podkreśla jednak, że nie jesteśmy bez winy. – Wyrzucamy do śmietników tony jedzenia. Szczególnie dużo jest ich po weekendach. Przyjeżdżają do nas turyści, biwakują, grillują i przeważnie zostawiają po sobie resztki jedzenia. Zwierzyna nie jest głupia. Zamiast polować, woli przeczekać kilka godzin, żeby pod osłoną nocy przyjść i najeść się do syta. Kiedyś niemal każdy miał tu jakieś zwierzęta gospodarskie, nic się nie marnowało, nie było odpadków. Dzisiaj jest inaczej.
Policzyć misie
Niedźwiedź jest u nas pod ścisłą ochroną, więc problem chodzących po wsiach drapieżników musi zostać rozwiązany na szczeblu centralnym. Kazimierz Nóżka jest zdania, że trzeba przyjąć jakiś model postępowania: amerykański, skandynawski.
Dobrym przykładem kraju, który wypracował strategię i ściśle monitoruje populację niedźwiedzi jest Norwegia. Dzięki prowadzonym badaniom genetycznym władze mają dość dokładne dane dotyczące populacji niedźwiedzi i określają, jaka wielkość ich reprodukcji jest pożądana. Odstrzał niedźwiedzia w Norwegii podlega ścisłym regułom dotyczącym na przykład regionu, w którym może być wydana zgoda, liczby i płci zwierząt. Prawo dopuszcza możliwość zabicia niedźwiedzia w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia ludzkiego. W przypadku, gdy niedźwiedź wielokrotnie podchodzi do zabudowań lub atakuje zwierzęta hodowlane, a jego odstraszanie nie przynosi skutku, władze mogą wydać zgodę na jego odstrzał nawet poza sezonem łowieckim.
W przypadku polskich niedźwiedzi podstawowym wyzwaniem jest oszacowanie populacji. Nie liczymy niedźwiedzi za pomocą prowadzonych na szeroką skalę badań genetycznych. Ile ich więc mamy? A to zależy od tego, komu stawia się to pytanie. Inne liczby podają leśnicy, inne organizacje ekologiczne, jeszcze inne naukowcy i samorządowcy. Wahają się one od 80 do nawet 300. Nie ma nawet zgody co do tego, ile niedźwiedzi jest w samych Bieszczadach. – Myślę, że jeśli będziemy mówić o liczbie około 200, to będziemy najbliżsi prawdy – ocenia Kazimierz Nóżka.
Uwaga wilki
Nie tylko liczba niedźwiedzi jest niewiadomą. Wątpliwości budzi także wielkość populacji wilka. O ile jeszcze w 2018 roku w raporcie dla Komisji Europejskiej podawaliśmy, że mamy około 1,9 tys. osobników, to dziś szacuje się, że jest ich od 3,5 do 5 tys. Niektórzy specjaliści twierdzą, że Polska stała się wilczym krajem. Może właśnie dlatego w sieci coraz częściej pojawiają się filmiki, apele, ostrzeżenia dotyczące wilków widzianych w pobliżu zabudowań.
„Wilki są już pod Krakowem! Budzą strach, atakują zwierzęta” – alarmował w kwietniu „Dziennik Polski”. „Wilki widziane w Szamotułach. Mieszkańcy proszeni o ostrożność” – to już druga połowa maja i portal eSzamotuly.pl. „Kolejne obserwacje wilków w regionie. Drapieżniki chodzące po ulicach zauważono w powiecie kolskim” – informowała, także w maju, TVP Poznań. Głośnym echem odbiła się informacja z lutego dotycząca pracownika leśnego z leśnictwa Smolnik (RDLP w Krośnie), który wracając z pracy napotkał watahę wilków. Jednego z nich nie udało mu się odstraszyć. Mężczyzna w obawie przed zwierzęciem wspiął się na drzewo.
O tym, że wilki w Polsce nie są bezpośrednim zagrożeniem dla człowieka, zapewnia Adam Gełdon, leśnik z olsztyńskiego Nadleśnictwa Spychowo, znawca tych zwierząt. – Gdyby pod uwagę wziąć rzeczywiste ataki wilka na człowieka w naszym kraju, to można stwierdzić, że prawdopodobieństwo zaatakowania nas przez wilka jest wręcz znikome. Więcej było udokumentowanych ataków między innymi psów, dzików czy jeleni na ludzi, niż ataków wilków. Odnotowano jedynie dwa osobniki w 2018 roku, które atakowały ludzi. Po badaniach okazało się, że te sytuacje dotyczyły wilków najprawdopodobniej wcześniej oswojonych przez człowieka. To mogło się przyczynić do ich niecodziennego zachowania. Były również inne, sporadyczne przypadki, w których wilk zachowywał się nietypowo, choć ataku na człowieka nie było. Co nie znaczy, że wilki, tak samo jak pozostałe gatunki dzikich zwierząt, w określonych sytuacjach nie mogą zachować się nieprzewidywalnie wobec człowieka i o tym należy pamiętać – podkreśla Adam Gełdon.
Wskazuje, że naturalną i typową reakcją wilka na widok człowieka jest ucieczka. Kilkukrotnie spotykał te zwierzęta w lesie. – Jeśli dystans jest dla wilka bezpieczny – 100-150 metrów – wilki mogą się zatrzymać i obserwować obiekt. One słabo widzą w dzień. Reagują głównie na zapach, dźwięk, ruch. Jeśli zidentyfikują człowieka, po prostu się oddalają. Mają przed nami wrodzony strach. Zdarzyło mi się widzieć wilki z kilku metrów. Wystarczyła sekunda, aby dostrzegły człowieka i w panice uciekły.
Skąd zatem mnożące się doniesienia o wilkach widzianych w okolicach zabudowań? – Powodów jest wiele. Często do zabudowań podchodzą młode i ciekawskie, niedoświadczone czy odizolowane od rodziców osobniki. Wilki poszukują też pokarmu na styku terenów leśnych, polnych, zurbanizowanych. Sami przyzwyczajamy je do naszego jedzenia, co może później generować konflikty nie tylko z tym drapieżnikiem, ale również z innymi zwierzętami. Wilka do zabudowań przyciągają także zwierzęta gospodarskie, a obecność psów jest dla nich również dodatkowym atraktantem, co lokalnie stanowi spory kłopot dla hodowców i konieczność stosowania różnych rozwiązań – od zabezpieczania stad, płoszenia wilków, po eliminację osobników wysoce konfliktowych. Powodem może być też choroba taka jak świerzb, która powoduje, że wycieńczone wilki chowają się przed zimnem na przykład w psich budach czy stodołach – wylicza Adam Gełdon.
Zwraca także uwagę, że bardzo często obecność wilków dostrzegamy, gdy są one w czasie tak zwanej dyspersji. To długodystansowa wędrówki młodych osobników na nowe tereny, na których mogą założyć nowe rodziny. – Młode wilki poruszają się wówczas na nieznanym im obszarze. Krajobraz, lasy są poszatkowane przez działalność człowieka. Właśnie wtedy najczęściej wilki przemieszczając się między obszarami leśnymi są fotografowane na łąkach, polach, drogach, a nawet w miastach – tłumaczy leśnik.
Odseparowani od natury
Znawcy wilków nieustannie odpowiadają na ostrzeżenia przed osobnikami widzianymi we wsiach czy miasteczkach. Przypominają, że te drapieżniki naturalnie się przemieszczają i nie stanowią zagrożenia dla człowieka. Informacje te nie znajdują już jednak tak szerokiego oddźwięku jak apele, ostrzeżenia czy nawoływania do redukcji populacji wilka. Lęk jest silniejszy.
Doktor Teresa Sikora, psycholog z Uniwersytetu Śląskiego, podkreśla, że ten strach jest w nas, w pewnym sensie, wdrukowany. – Ewolucyjnie jesteśmy predysponowani do tego, by czuć obawę przed dzikimi zwierzętami o pewnych cechach: szpiczastych uszach, oczach osadzonych z przodu czaski i specyficznym – można powiedzieć kocim – chodzie. Skoro w toku ewolucji nie udało się tego strachu zredukować, to oznacza, że w historii gatunku ludzkiego było wystarczająco dużo sytuacji, w których dzikie zwierzęta stwarzały poważne zagrożenie dla człowieka – mówi dr Sikora. Podkreśla także, że działamy wedle reguły bad is stronger than good (z ang. złe jest silniejsze od dobrego). Szybciej dostrzegamy rzeczy negatywne, złe, niż pozytywne. To pozwala nam przetrwać, odpowiednio szybko dostrzec i zareagować na zagrożenie.
– Znaczącą rolę odgrywają także komunikaty, które nas otaczają. Jeśli cały czas słyszymy o niebezpieczeństwie związanym z wilkami, albo nawet z psami czy szerszeniami, docierają do nas wiadomości o tym, że ktoś został pogryziony, użądlony, zaatakowany, to powstaje przekonanie, że rzeczywiście jest się czego bać. Jako wykładowca obserwuję, że osa w sali wykładowej czy mały pajączek podczas wykładu w plenerze potrafią spowodować panikę studentów – mówi dr Sikora. Zwraca uwagę, że coraz więcej z nas żyje w odseparowaniu od natury. – Dzieci nie mają okazji nie tylko do tego, by zobaczyć wilka, lisa czy niedźwiedzia, ale nawet kurę czy krowę. To, co nieznane, naturalnie budzi lęk. Sposobem na radzenie sobie z jakimś trudnym dla nas fragmentem rzeczywistości jest trenowanie się w relacji z nim – tłumaczy psycholog.
Dzik się gości
W niektórych kontaktach jesteśmy aż nadmiernie przetrenowani: z dzikami. Kręcimy filmiki z nimi w roli głównej, są na naszych selfie ze spaceru czy wakacji. Krynica Morska zrobiła z nich swój znak firmowy, miejską maskotkę. Dziki mają tam swoje pomniki. Jest dzik policjant, ratownik, bosman, rowerzysta…
Często zapominamy, że dzik – zwykle łagodny – jest jednak dzikim zwierzęciem. Potrafi nie tylko zryć trawnik czy zjeść uprawy, ale i napędzić strachu. „W maju w Warszawie locha, czyli samica, spacerująca z młodymi poturbowała kobietę, która wyszła na spacer z psem. Według relacji wezwanych na miejsce ratowników dzik przewrócił kobietę i ugryzł ją w pośladek. „Pacjentka doznała stłuczenia barku i głowy. Konieczna była jej hospitalizacja” - podał na portalu X „Meditrans”.
– Z natury dziki nie są agresywne wobec ludzi, ale należy mieć świadomość, że to dzikie zwierzęta, które mogą zachować się nieprzewidywalnie w określonych sytuacjach – zwraca uwagę Róża Brytan, specjalista Służby Leśnej ds. edukacji leśnej z Nadleśnictwa Celestynów (RDLP w Warszawie). – Do ataku dzika może dojść w pewnych okolicznościach, na przykład gdy zwierzę jest ranne i instynktownie się broni lub gdy locha chroni swoje młode. Zbliżanie się do warchlaków może być przez nią odebrane jako zagrożenie. Niebezpieczna może być również sytuacja, gdy zwierzęta zostaną zaskoczone bliską obecnością człowieka lub gdy podbiegnie do nich pies. Wtedy dziki mogą odpowiedzieć agresją, a jeśli pupil schroni się przy właścicielu, zagrożenie przeniesie się na człowieka – tłumaczy.
Przyznaje, że coraz częściej można zaobserwować dziki w miastach sąsiadujących z terenami leśnymi, w parkach, na trawnikach i kwietnikach. Nadleśnictwo Celestynów zarządza lasami w bardzo zurbanizowanym terenie obejmującym dwie dzielnice Warszawy i okolice wielu podwarszawskich miejscowości. – Rozbudowa miast przyczynia się do tego, że coraz więcej zwierząt egzystuje w stałym sąsiedztwie ludzi. Dziki są inteligentnymi zwierzętami i szybko nauczyły się wykorzystywać ludzkie siedliska, chętnie korzystają z resztek naszego jedzenia. Zdarzają się również przypadki celowego dokarmiania dzików przez mieszkańców miast – zwraca uwagę Róża Brytan.
Nie uciekaj
– Czujność, strach, dystans są konieczne, jeśli mówimy o kontaktach z dzikimi zwierzętami. Jednak na strachu nie możemy poprzestać. Zdecydowanie skuteczniejsza jest wiedza na temat zagrożenia – jak się zachować, jeśli spotkamy drapieżnika i jak on może zareagować na nasz widok – mówi psycholog dr Teresa Sikora.
Adam Gełdon podkreśla, że do zwierzęcia zachowującego się nietypowo nie należy podchodzić, dotykać, dokarmiać ani odwracać się do niego plecami. – Szczególnie drapieżniki, takie jak niedźwiedź czy wilk, mogą instynktownie ruszyć za nami w pogoń. Ucieczka z reguły nie jest najlepszym rozwiązaniem, gdyż dzikie zwierzęta biegają szybciej od ludzi, tym bardziej w leśnych warunkach. Najlepiej powoli oddalać się, będąc skierowanym przodem do zwierzęcia, dodatkowo je płosząc okrzykami, machaniem rękami czy rzucaniem patykami. Można również wziąć do ręki większy przedmiot (plecak, kij), aby sprawiać wrażenie, że jesteśmy znacznie więksi – radzi Adam Gełdon. Jeśli zwierzę ruszy do ataku, najlepiej położyć się na ziemi w skulonej pozycji, ochraniając głowę oraz brzuch i czekać , aż zwierzę straci zainteresowanie człowiekiem. – Takie ataki są najczęściej krótkotrwałe. Odradzam próbę walki ze zwierzęciem, która może jedynie spotęgować agresję napastnika i zwiększyć nasze obrażenia. W miarę możliwości można także udokumentować zachowanie niepłochliwego zwierzęcia.
Jeśli wolimy w ogóle uniknąć spotkań z dzikimi zwierzętami, powinniśmy odpowiednio zaznaczyć w lesie swoją obecność: głośniej rozmawiać, używać co jakiś czas gwizdka czy uderzyć patykiem o drzewo. Zwierzęta dowiedzą się o naszej obecności i będą miały czas na ucieczkę. – Dzikim zwierzętom co do zasady nie wchodzimy w drogę, nie prowokujemy ich, zachowujemy dystans, bez względu na to, z jakim gatunkiem mamy do czynienia – zaleca Adam Gełdon.
Zadbajmy też o zwierzęta hodowlane i domowych pupilów. Wchodząc do lasu z psem trzymajmy go zawsze na smyczy. Podwórka zabezpieczmy, by psy nie opuszczały ich samowolnie, a wilki nie miały ułatwionego dostępu na posesję. – Jeśli w okolicznych lasach występują wilki i zdarzają się ataki na psy, zabezpieczmy je zamykając na noc w domu, w szczelnym kojcu lub innym budynku w stodole lub garażu – podpowiada Adam Gełdon. – Większość ataków wilków na psy odbywa się w nocy, więc pozostawianie psa na podwórku przykutego łańcuchem do budy nie daje mu żadnych szans na przetrwanie ataku.


